O uszanowaniu darow nieba

W każdej mszy ofiarujemy na ołtarzu chleb, który jest "owocem ziemi i pracy rąk ludzkich".
A jak ten sam chleb i inne owoce ziemi i pracy naszych rąk traktujemy na codzień?
Czy z należnym szacunkiem? w sposób godny by te same rzeczy ofiarowac Panu?

Nader często brzmią w mym sercu dwa cytaty. Jeden sprzed lat kilkudziesięciu, jeszcze z czasów szkolnych – to słowa Norwida
 ... "gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi
Przez uszanowanie dla darów nieba ..."
Drugi to słyszane co niedzielę słowa, którymi kapłan w naszym wspólnym imieniu ofiaruje Panu  
"chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich...."

I właśnie ta kruszyna chleba i ten owoc ludzkiej pracy ofiarowany Panu budzi mój niepokój. No bo jakże to – skoro coś ma taką wartość, że stosowne jest ofiarować to Bogu, to jak możemy tym samym dobrem na codzien poniewierać? A przecież ileż to razy widzimy nie okruszyny, ale całe kromki chleba, bułki- hamburgery i wszelkie inne jadło porzucane w śmietnikach, na trawnikach, gdziekolwiek na ulicy. Dzieci w autobusie szkolnym, i to dzieci z katolickich szkół bawią się rzucając w siebie kanapkami – to nie przesada, byłem już w swoim "kanadyjskim" życiu kierowcą takiego schoolbusa i wiem  co piszę. A inne owoce ludzkiej pracy przetwarzającej dary ziemi? Popatrzmy pod nogi gdziekolwiek gdzie prowadzone są jakieś prace budowlane czy remontowe. Ileż tam wdeptywanych w ziemię albo zmiatanych ze śmieciami śrub i gwoździ które spadły i nikomu nie chce się schylić by je podnieść, bo o ileż mniej wysiłku sięgnąć do pudła po nowe. A w pojemnikach na odpady - ile kawałków drewna o wciąź jeszcze użytecznych wymiarach, ile kawałków płyt, zwojów drutu. A przecież by je wyprodukować trzeba było zużyć jakąś ilość materiałów – tych właśnie darów ziemi, i włożyć w nie ludzką pracę.

Ja już nie piszę tutaj o elementarnym poczuciu gospodarności, o ekologii, o problemach wyczerpywania zasobów, ani też o głodujących obszarach globu w obliczu naszego przesytu. To są sprawy absolutnie ważne i bez dyskusji domagające się naszej uwagi. Ale teraz boli mnie myśl o innym poziomie zagadnienia. Boli mnie myśl o tym że śmiemy ofiarować Panu to, czego sami tak bardzo nie szanujemy. A przecież ofiara powinna być składana z rzeczy mających dla nas wartość największą, a zatem darzonych największym szacunkiem i uwagą. 

Na początku dziejów dostaliśmy polecenie "czyńcie sobie Ziemię poddaną". Czy to znaczy, że mamy ją eksploatować do dna, do jej ostatniego tchu, niemal tak jak niegdyś eksploatowano niewolników a całkiem niedawno więźniów w obozach zagłady? Czy może raczej tak, jak roztropny gospodarz – z poczuciem odpowiedzialności i troski o dobro którym zarządza i z którego żyje? I nie przemawiają do mnie argumenty ekonomiczne że materiał jest tańszy od robocizny, wobec tego nie warto tracić czasu na przeglądnięcie odpadków z poprzedniego etapu pracy by znaleźć odpowiedni kawałek, że łatwiej, szybciej i taniej jest uciąć go z nowego arkusza. Nie sama ekonomia kształtuje przecież na nasze życie.

Czy Pan spojrzy przychylnym okiem na to, że ofiarujemy Mu coś, czego sami nie potrafimy uszanować, coś co sądząc po naszych czynach jest dla nas bezwartościowe? Doprawdy nie wiem.

JuR      2007